Jaka jest przyszłość social mediów? Czy wszyscy wylądujemy w metaversie? O podróżach, dzikiej festiwalowej energii i black muzie przeczytacie w wywiadzie z Anią Ledwoń 🎸
Cześć Ania.
Cześć!
Prowadzisz własną agencję reklamową, organizujesz eventy marketingowe, jeździsz na koncerty, festiwale, dużo tego. Jak określiłabyś samą siebie?
Konsument albo twórca pozytywnych doświadczeń.
Co daje Ci muzyka?
Poczucie bycia częścią większej społeczności. Jak jestem na koncercie w tłumie ludzi to czuję, że jestem w dobrym miejscu, korzystam z energii innych. Na koncertach poznałam dużo osób, którzy teraz są moimi przyjaciółmi, znajomymi. W tłumie dobrze czuję, wtedy się też odstresowuję. Koncert to eskapistyczne doświadczenie, odskocznia po dwunastu godzinach pracy. Taką ulgę dają mi też książki, natomiast lubię wychodzić z domu i takie jedyne miejsce, gdzie rzeczywiście jestem w stanie w 100% się odciąć, to są festiwale, wtedy totalnie o niczym innym nie myślę. Dla mnie warstwa tekstowa jest niezwykle ważna, lubię wiedzieć, o czym ktoś śpiewa.
Ostatnio byłam na koncercie The Cure i oni mnie przenieśli przez wszystkie stany emocjonalne, dałam się ponieść.
A czy czujesz się częścią jakiejś muzycznej subkultury?
Nie czuję się częścią żadnej subkultury muzycznej. Bardzo nie lubię krytykowania gatunków. Okej, jest disco polo i ludzie tego słuchają, ale to nie czyni ich gorszymi, mniej wartościowymi ludźmi, jak czasami w ogólnodostępnej narracji bywa to pokazywane. Od jakiegoś czasu nie mówię “guilty pleasure”, tylko po prostu “pleasure”. Nie rozumiem, czemu miałabym się wstydzić czegoś, co oglądam czy słucham.
Czy czarne brzmienie dominuje na Twoim Spotify czy raczej skaczesz po innych gatunkach?
Jestem raczej “po mrocznej stronie barykady”. Czasem jest to black metal, czasem death metal, a czasem coś innego, jak muzyka elektroniczna, indie alternative czy rap. Ale nie przywiązuję się do jednego gatunku, jeżdżę na różne koncerty, od tych gotyckich, przez Tame Impala i Miuosh, po Ralpha Kamińskiego. Gdybym się przywiązywała do danego rodzaju muzy, to prawdopodobnie wiele rzeczy bym nie odkryła. Poza tym, w paczce moich najlepszych przyjaciół nikt nie słucha takiej muzyki jak ja. Gdybym miała się związać z jakąś subkulturą, to prawdopodobnie miałabym problem w życiu zawodowym. Nie mam na myśli tego, że komuś mogłyby przeszkadzać na przykład moje tatuaże czy wygląd. Zabrakłoby poszerzonych horyzontów, które przydają w biznesie, a już na pewno w marketingu.
Czy według Ciebie, pewny rodzaj energii można wiązać z konkretnym gatunkiem muzycznym?
Nie, zupełnie bym tego nie łączyła. Ostatnio byłam na post punkowym koncercie w Reykjaviku i tylko dwie osoby skakały pod sceną, reszta ani drgnęła. W Polsce trudno byłoby o osobę nie skaczącą. Powiedziałabym, że to raczej różnice kulturowe. Zaczynam wierzyć, że pod kątem energii naprawdę mamy w Polsce wyjątkową publiczność pod sceną. :D
Dużo podróżujesz, to jest Twój największy driver?
Staram się jeździć po świecie i uczestniczyć w różnych eventach kulturalnych. Bardzo lubię wyjazdy w góry, lubię się wspinać, wychodzić poza swoją strefę komfortu. Nie jestem fanką zwiedzania muzeów, kościołów itd., chociaż oczywiście też często mam je na swojej liście podróżniczej. Wolę przyrodę, może to wynika z tego, że na co dzień funkcjonuję w mieście. Jedzenie i kawa to także rzeczy, które mnie kręcą. Turystyka "jedzeniowa" to coś zdecydowanie dla mnie. :D
To teraz pytanie związane z Twoja pracą - czy Facebook jest dinozaurem do wyszukiwania wydarzeń / koncertów?
To mocno zależy od tego, czego oczekuje się od Facebooka. Mam wielu znajomych, którzy mają tam konto po to, żeby być w paru koncertowych grupach, obserwować zespoły i dowiadywać się na bieżąco, co się dzieje na mieście. User experience Facebooka w zakresie wyszukiwania wydarzeń pozostawia tutaj wiele do życzenia.
Ostatnio słyszałem takie stwierdzenie - “Facebook jest jak mój wujek, myśli, że jest fajny, a gada cały czas to samo.”
Tak, a jak coś zmieniają to na gorsze.
Gdzie będą social media za 10 lat?
Myślę, że głównie w głowie. Wiem, że słowo “metaverse” jest wyświechtane, ludzie tego pojęcia nie rozumieją. Ja wyobrażam sobie to jako bardzo zdecentralizowane, niejednorodne miejsce, trochę jak z filmów science fiction. To może pójść w stronę sterowania social myślami. Na przykład, idziemy sobie ulicą z wszczepionym czipem i jak pomyślimy o jakiejś knajpie, to od razu wyświetlą się nam opinie o niej. Zobaczymy, czy tak będzie, niemniej działają już w tym obszarze startupy. Widziałam płatności uśmiechem i inne podobne. To nie jest taka bardzo odległa przyszłość, jakby się nam mogło wydawać.
Co się takiego wydarzyło, że młodzi ludzi w Polsce już nie chcą być strażakiem czy lekarzem, ale chcą być influencerem?
Kiedyś autorytetami byli ludzie, którzy byli na wysokich, szanowanych stanowiskach, dobrze zarabiający. Aktualnie, takimi ludźmi są influencerzy. Młodzi ludzie myślą tak samo jak my kiedyś, tyle, że autorytet się zmienił.
Jednak to nie jest takie proste zajęcie, trzeba się wyspecjalizować. Nie da się być influencerem na temat niczego. Trzeba pamiętać, że poza obrazkami, które widzimy, to także księgowość i inne obowiązki, które mogą przytłaczać.
Mówiło się nawet o uzależnieniu od poziomu endorfin, które wyzwalała ilość lajków.
Tak, ale to trochę się zmienia. Pamiętam czasy sprzed internetu. Jak internet stał się dostępny i powszechny, totalnie mnie pochłonął. Rodzice czasem przestrzegają dzieci przed internetem. A wiadomo, że to, co zakazane smakuje najlepiej… Zamiast tego możemy razem z dzieckiem korzystać z tych mediów. Dlaczego świat wirtualny miałby być traktowany jako gorszy niż ten rzeczywisty?
Każdy w sieci jakoś się kreuje, jedni mniej, drudzy bardziej idąc w branding. Jakie są najczęściej popełniane błędy w personal brandingu?
Markę osobistą budują wszyscy, tylko nie wszyscy robią to świadomie. To jest błędne podejście - “zaczynam tworzyć personal branding”. Można mówić o tym, że zaczynasz to robić w sposób świadomy. Wcale nie trzeba być też na socialach, żeby mieć mocną markę osobistą. Dużym błędem jest brak określonej grupy docelowej. To tak jakby programista chciał znaleźć pracę na Instagramie. Musi być na GitHubie czy Linkedinie. Kolejna ważna rzecz to określenie celu i zadanie pytania – po co? To determinuje dalsze kroki. Ludziom się wydaje, że jak medium nie jest biznesowe, to nie ma zasad i można postować co się chce. To jest błędne założenie. Podejście, że wszystko, co piszemy na messengerze jest prywatne, jest bardzo mylne. Nie trzeba długo szukać, żeby znaleźć przypadki przejęć kont.
Marka osobista powinna być autentyczna. Pokazywanie, że jesteśmy tylko ludźmi i nie ma ludzi idealnych, każdemu zdarzają się gorsze chwile, odgrywa dużą rolę. Wiem, że inni specjaliści mogliby się ze mną w tym względzie nie zgodzić.
Uważam też, że marka powinna być oparta na wartościach, dla mnie jest to równość, feminizm i działania dot. klimatu, dla innych jest to coś odmiennego. Ja osobiście nie lubię marek bez wartości.
Ostatnie pytanie o influencing, w jaki sposób to działa?
To jest kwestia danego case’u. Możesz mieć dwóch dużych influencerów, z tym, że duży influencer zazwyczaj jest mniej przywiązany do danej społeczności. Efekt skali będzie ok, ale jest mniejsza relacyjność. Natomiast dzięki dużej ilości małych influencerów można dotrzeć do różnych grup docelowych. Oni mogą poszerzyć zasięg Twojej marki, jej sprzedaż. Wszystko zależy od celu danej marki, jeśli zależy nam na działalności lokalnej to wybiorę lokalnych influencerów. Może oni mają tylko 1000 obserwujących, ale ludzie z jego lokalnej społeczności ich obserwują.
Dzięki wielkie za wywiad!
Dzięki bardzo!