Nie po Drodze, a jednak! O tattoo spocie z klimatem
Plotka mówi, że to właśnie tutaj zrobicie sobie tattoo, które goi się 10 min po wykonaniu. Po takim wstępie nic nie przebije już takiego info, najlepiej zajrzeć samemu i sprawić sobie jeden 👽
A Tobie, z jakimi smakami i zapachami kojarzy się dzieciństwo? Może to racuchy zrobione przez babcie? Pajda chleba ze śmietaną i cukrem? Może to poziomki, wyjadane prosto z miedzy lub maliny, które zjadało się na palce? Wybierz się z nami w kulinarną podróż po sielskich smakach dzieciństwa, po której poprowadzi nas Marcin Gibas – twórca i założyciel „Sady Bistro. ”przy Grzegórzeckiej 11 w Krakowie 🍎
Opowiedz mi, jak wpadliście na pomysł stworzenia „Sady Bistro”?
Wynajmując apartamenty, poczuliśmy, że brakuje oferty śniadaniowej. A jak wszyscy wiemy – dobre śniadanie to super ważna sprawa. Wiedziałem również, że to nie może być zwykła oferta śniadaniowa. Sam podróżując po świecie, zawsze omijałem hotelowe śniadania i szukałem knajpek, gdzie można byłoby spróbować prawdziwych, lokalnych smaków. Po 25 latach prowadzenia został zamknięty również kultowy Bar Pod 17 przy Grzegórzeckiej, gdzie stołowali się studenci i personel okolicznych szpitali. Chcielibyśmy im dać w zamian coś wyjątkowego.
Muszę przyznać, że nawet porcelana, w której podajecie kawę zachwyca.
Wszystko, co wokół siebie widzisz to przedmioty, którym daliśmy drugie życie. Uwielbiam chodzić na giełdę staroci, Balicką czy Halę Targową. Upolowałem tam już sporo perełek: angielską porcelanę, wyjątkowe talerze z lat 50. Nawet obraz, który wisi u nas w toalecie pochodzi z 1900 roku i autorem jest Flamandzki malarz. Dałem za niego 50 zł. Nasze krzesła to dzieła Bruno Reya – znamienitego architekta z lat 50. Długo o nie walczyłem. Wierzę, że duch miejsca tkwi w detalach, które mają duszę i to dlatego ludzie spędzają u nas więcej czasu niż w normalnych restauracjach.
Czyli można powiedzieć, że to Ty jesteś ojcem tego wystroju i atmosfery?
Tak, wspólnie z moją przyjaciółką – Agą Powalacz, która jest architektką. Wspólnie stworzyliśmy koncept bistro, pozostawiając margines na to, aby żyło i ewoluowało w swoim rytmie. Od początku zależało nam, aby to miejsce wyróżniało się na tle krakowskich restauracji – chcieliśmy, aby dało się w nim odpocząć od miejskiego zgiełku, poczuć sielskość, przenieść się w czasy dzieciństwa.
No właśnie, zdradź mi skąd pomysł na ten koncept?
Poprosiłem mojego przyjaciela – Tadka Müllera, który jest twórcą wielu genialnych konceptów, jak Orzo czy Nine’s Lewandowskich, aby dołączył do naszej burzy mózgów. Podczas jednej z kolacji wspomniałem o swoim dzieciństwie, które spędziłem w Lanckoronie u moich dziadków, którzy prowadzili gospodarstwo. Tadek wyłapał to momentalnie. Od tamtej chwili wiedzieliśmy, że najlepszy pomysł z możliwych.
To, co autentyczne zawsze się sprawdza. Opowiesz nam o gospodarstwie swoich dziadków?
Mieli sady owocowe, głównie jabłonie, ale także porzeczki, agrest, maliny, ostrężnicę. Były zwierzęta – króliki, krowy, barany, świnie, był koń. Mój pradziadek miał stawy rybne, młyn, gdzie przerabiał z wiary mąkę. Cały urodzaj. Moja prababcia żyła długo (96 lat), więc dane było mi poznać te wszystkie, często niezwykłe historie rodzinne. Była niezwykłą, wyzwoloną jak na tamte czasy kobietą. Wyprzedzała swoją epokę i też dla tego nie miała na wsi wielu koleżanek. Jak to zawsze mówiła, kumpelki miała swoje w Krakowie i Bielsku.
Na czym polegało jej wyzwolenie?
Zawsze ciągnęło ją do miasta. Uważała, że kobieta powinna mieć prawo do aborcji. Była świadoma i wykształciła swoje dzieci, co było w tamtych, trudnych czasach rzadkością. Zawsze elegancka, zrobiona fryzura, makijaż. Pełna klasa!
No dobrze, chyba musimy zrobić pauzę, bo na stole wylądowało śniadanie! Wygląda przepięknie, chyba udało Ci się mnie zaskoczyć. Co to jest?
Śniadanie sadownika. Myślę, że z każdym kęsem odkryjesz, co się w nim znajduje. To mój smak dzieciństwa.
O, wow! Racuchy z truskawkami, ricotta, mus jabłkowy, winogrona, borówki, świeża mięta… a to wszystko pływa w sosie, który jest… koglem moglem? Rzeczywiście nie jadłam go od dzieciństwa. Tego się naprawdę nie spodziewałam! Pychota.
Babcia zawsze robiła dla mnie racuchy z tym, co akurat wyrosło w ogrodzie. I do dziś, gdy zamykam oczy to je widzę i czuję ich zapach. Oczywiście inną, klasyczną przekąską była pajda chleba z masłem polana śmietaną i obsypana cukrem. Chyba muszę to wprowadzić do menu z myślą o dzieciach, które nie miały okazji tego spróbować 😉
Twoja babcia wciąż żyje?
I to jak, ma 84 lata i często przyjeżdża do Sadów. Śmiejemy się, że robi kontrolę, ale tak naprawdę przywozi nam swoje ciasto – słonecznikowca. Nigdy nie zapomnę, jak przyjechała na otwarcie sadów i przywiozła mi „list do wnuka”, czyli do mnie. Jak zacząłem go czytać to się po prostu popłakałem. Pomysł sobie o tym, jakie to jest szlachetne.
Niezwykle wzruszające. Bez inspiracji jej osobą to miejsce zapewne by nie powstało. Opowiedz mi jeszcze, co kryje się w Waszym menu i co najchętniej zamawiają goście?
Tak szczerze? Wszystko (śmiech). Jak już wiesz, króluje u nas kuchnia małopolska w nowoczesnym wydaniu, stąd jednym z naszych sztandarowych dań jest kurczak pieczony z jabłkami. Wcześniej mieliśmy kurczaka nadziewanego drożdżowym racuchem jabłkowym, teraz podajemy go pieczonego w sianie z sosem z bzu z dodatkiem domowych frytek. Mamy uwielbiane przez naszych klientów kopytka z palonym masłem. Podajemy je z sezonowymi warzywami, nowalijkami.
Jak scharakteryzowałbyś kuchnię małopolską?
Jest bogata. Jest sporo warzyw, obfituje w mięsa, sosy, zupy. W przeszłości jadło się tu drób w postaci kaczki, dziczyznę, które pojawiało się od święta lub w weekendy. Jest to bogactwo mącznych dań – naleśniki, pierogi, kluski na parze nazywane pampuchami, podawane z malinami, porzeczką lub poziomkami, które rosły kiedyś na każdej miedzy. W niedziele obowiązkowo musiał się pojawić rosół i sznycle z górki cielęcej. Kuchnia małopolska sporo zapożycza z kuchni austriackiej, galicyjskiej, śląskiej i ukraińskiej. Jeśli chce się tego spróbować na własnym podniebieniu, zapraszamy do Sadów, gdzie urzeczywistnienie znajdziecie w menu i na talerzach. Warto spróbować pierogów Lanckorońskich z kaszą gryczaną i pokrzywą czy tradycyjnej chrzanówki, którą babcia zawsze gotowała na Wielkanoc. Małopolski odpowiednik żurku.
Słychać pasję w Twoim głosie, gdy o tym mówisz…
Mam ogromny sentyment do miejsca, w którym się wychowałem. Dlatego też tu, w Sadach, od samego początku staramy się, żeby to miejsce było ambasadą Lanckorony, naszej małej społeczności. Stąd organizujemy przeróżne eventy i zapraszamy twórców związanych z tym miejscem. Mamy bardzo fajną współpracę ze Smakami Gościńca – są to Panie, które można nazwać nowoczesnymi gospodyniami wiejskimi – lepią pierogi, pieką ciasta. Bierzemy od nich herbaty z suszonych ziół, które są przez nie zbierane w okolicach Lanckorony, jak róża stulistna, która rośnie tylko i wyłącznie na tych terenach. Zapraszamy na ich stoisko zaraz przy wejściu do bistro, gdzie znajdziecie ich przetwory.
Ile jest w tym wolności, o której wszyscy zapomnieli. Idziesz, zbierasz zioła, potem je parzysz. Tak naprawdę wszystko, czego potrzebujemy rośnie pod naszymi stopami, a Wy swoją działalnością to udowadniacie. Bardzo mnie to łapie za serce. Opowiedz, jakie wydarzenia organizujecie?
Sporo tego 😉 Co roku, w ostatni weekend września organizujemy dyniowisko, czyli zbiór dyni po których robimy warsztaty pieczenia ciasta z dyni, połączony z jakąś formą tradycyjnej aktywności, na przykład dziergania z Jolą i Kasią z „Zagrody Ławeczki”. Organizujemy malowanie przy cydrze, w grudniu odbywa się festiwal aniołów lanckorońskich, podczas których gościliśmy niezwykłe osoby tj. Kazimierza Wiśniaka . Podczas urodzin sadów przyjeżdżają do nas działacze lanckorońscy, wspólnie świętować. Mieliśmy koncert Kasi Cygan – artystki związanej z Lanckoroną. Pod koniec lata tego roku, we wrześniu będziemy organizować zbiór jabłek i mamy pomysł, aby zaprosić gości, zorganizować kuchnie polową i stworzyć jednodniowy event. Warto zaglądać na naszego Facebooka oraz Instagrama, gdzie wszystkie ogłaszamy, aby niczego nie przegapić.
Opowiedz nam o nim, ślinka aż cieknie.
Pieczemy całe jabłko w kruchym cieście. Środek nadziewamy orzechami i powidłem z sezonowych owoców. Podczas pieczenia jabłko się niemalże rozpływa. Podajemy je z lodami, które wyrabiamy własnoręcznie na miejscu.
Myślę, że nie trzeba więcej, aby zachęcić czytelników Viceversy do odwiedzin Waszego Bistro. Chyba, że chcesz szepnąć słówko o kulinarnych planach?
Obecnie pracujemy nad koncepcją Sadów 2.0, a więc planujemy otworzyć dla Was drzwi nie tylko o porankach, ale także wieczorami. Chcemy wydłużyć godziny serwowanych śniadań i lunchu, a wieczorami będziemy rozpoczynać od 17-18 ze skróconą kartą i specjalnymi daniami. Mogę zdradzić Wam już teraz, że będzie jesiotr, schab jagnięcy, kalmar i zupa rakowa. Restauracja z tej okazji będzie przystrajana w obrusy i świece, a kuchnia będzie "sercem". W piątki planujemy degustację wina wraz muzyką na żywo.
Plotka mówi, że to właśnie tutaj zrobicie sobie tattoo, które goi się 10 min po wykonaniu. Po takim wstępie nic nie przebije już takiego info, najlepiej zajrzeć samemu i sprawić sobie jeden 👽
Katowice to miasto ogrodów, również tych restauracyjnych, które letnimi nocami tętnią życiem. Jeśli marzysz o relaksie z kieliszkiem wina, pysznym jedzeniem i dobrą atmosferą na świeżym powietrzu, to mamy dla Ciebie coś specjalnego. Przedstawiamy zestawienie najciekawszych gastroogródków w sercu Katowic. Gotowy na kulinarną podróż ze zniżkami od Viceversy? 🌿
GUL GUL to wine bar zlokalizowany po sąsiedzku z BUSZem. Co ma wspólnego z death metalem? Przeczytajcie nasz wywiad i poznajcie to niesamowite miejsce na mapie Krakowa 🍷!
Sign up to our newsletters and we'll keep you in the loop.