Nie po Drodze, a jednak! O tattoo spocie z klimatem
Plotka mówi, że to właśnie tutaj zrobicie sobie tattoo, które goi się 10 min po wykonaniu. Po takim wstępie nic nie przebije już takiego info, najlepiej zajrzeć samemu i sprawić sobie jeden 👽
Nalać se tyle ile chcemy, czego chcemy i za ile chcemy. Zjeść coś czego nie serwuje nikt inny. Wpaść na koncert, mecz, kino letnie, czy imprezę. Doświadczać, nie konsumować. Zapraszamy do wywiadu z Krzyśkiem – współtwórcą jedynego, samoobsługowego mutitapu w Krakowie, który powstał z potrzeby dystrybuowania dobrych emocji.
Na dobry początek opowiedz nam, kim jesteś i czym się tu zajmujesz?
Nazywam się Krzysiek Dąbrowa, w „Nalej Se” ogarniam cały marketing, wydarzenia, kontakt z klientami i dostawcami. Jestem jednym z trzech wspólników, z którymi wpadliśmy na pomysł stworzenia miejsca, które będzie gromadziło same dobre emocje. Wcześniej pracowałem w mediach, jak dziennikarz oraz PR-owiec i byłem zmęczony tym, że w tej pracy, dobre emocje trzeba było generować w sztuczny sposób. Moim marzeniem zawsze było posiadanie swojego pubu sportowego.
Wygląda na to, że Ci się udało! Jak do tego doszło?
Co prawda, „Nalej Se” nie jest sport pubem, ale rzeczywiście – emitujemy regularnie mecze. A zaczęło się od pandemii, która dotarła do Krakowa, a ponieważ byłem freelancerem - z dnia na dzień straciłem wszystkie zlecenia. Perspektywa poprawy sytuacji oddalała się z każdym dniem i choć wiem, że brzmi to abstrakcyjnie – właśnie wtedy zdecydowaliśmy, że założymy własną knajpę. Co więcej, jako ekonomista z wykształcenia byłem przekonany, że dobrym momentem na inwestycje jest sytuacja, gdy wszyscy są odwrocie. Nie miałem absolutnie nic więcej do stracenia. Tak więc zainwestowałem swoje ostatnie oszczędności i zaryzykowałem swoją zdolność kredytową na wiele lat. Stwierdziłem, że jeśli mam się gdzieś wywrócić to właśnie teraz.
Skąd pomysł na samoobsługowy multitap?
Kiedyś w Gliwicach odwiedziliśmy lokal, w którym samemu sobie lejesz piwko i strasznie nam się spodobał ten pomysł. Ludzie lubią mieć kontrolę nad formą spędzania wolnego czasu. Rozumiałem to, jako sympatyk piwa kraftowego. Rodzajów piwa było multum i forma wyboru jednego sprowadzała się do decyzji w ciemno, na podstawie średnio klarownego opisu na barze. W najlepszym wypadku można było kupić małą szklankę, do końca nie mają pewności czy to, co się wybrało, zasmakuje. Uznaliśmy, że ściana piwna, która daje pełną wolność próbowania do woli nowych smaków, zrewolucjonizuje rynek. Był taki moment, że byliśmy absolutnie przekonani, że walczymy z czasem, aby być pierwsi w Krakowie – czuliśmy mocny oddech konkurencji na karku. Po dziś dzień, konkurencji w kwestii ściany samoobsługowej się nie doczekaliśmy i jesteśmy obecnie największym multitapem, jeśli chodzi o powierzchnię w Polsce.
Jak wyglądało zderzenie Waszego optymizmu z rzeczywistością pandemii?
Myślę, że to dobry czas, aby opowiedzieć o tym publicznie. Kiedy dochodziliśmy do końca remontu, który przygotowywał lokal do przyjęcia gości, rząd wprowadził nielegalne obostrzenia – do dziś orzeczenia sądów to tylko potwierdzają. Nie lekceważyliśmy wirusa, ale nie zgadzaliśmy się na hipokryzję przepisów. W sklepie się nie zarażasz, w kościele też, ale w restauracji już tak? Skończyły nam się pieniądze i jakiekolwiek szanse, aby utrzymać się przez kolejne miesiące oczekiwania, aż ta gospodarka ruszy. W lutym, mimo braku zezwolenia władz, otworzyliśmy lokal.
Odważnie! I jak to rozegraliście?
Oficjalnie był otwarty sklep z przodu lokalu, gdzie można było sobie nalać piwko na wynos. Po jego zamknięciu, od tyłu wpuszczaliśmy ludzi przy zachowaniu wszystkich możliwych zasad bezpieczeństwa, czyli zachęcaliśmy do używania maseczek, rękawiczek, ograniczyliśmy stoliki to koniecznego minimum.
Było zainteresowanie?
To mało powiedziane! Zainteresowanie każdym działającym punktem podczas pandemii było potężne! Przyjmowaliśmy tylko z rezerwacji i połowie zainteresowanych musieliśmy odmówić ze względu na brak miejsc. Niektórzy mówią do dziś, że dzięki nam przetrwali ten okres i ja to absolutnie podzielam, choć wiadomo, że stres był ogromny. 😊
Piękne! A pomocy ze strony Państwa nie było żadnej?
Po dziś nie dostaliśmy ani złotówki pomocy. Nie mogliśmy liczyć nawet na zamrożenie ZUS’u, więc było trzeba sobie jakoś poradzić, zamknięcie, które miało potrwać 2 tygodnie, zostało wydłużone do 7 miesięcy! Nasi goście byli testerami, mieli umowy o zlecenie – form było tyle, ile interpretacji prawnych otrzymywaliśmy. Miasto Kraków było bardzo pomocne, uruchomili poradę prawną dla przedsiębiorców, którzy chcieli działać pomimo obostrzeń - podpowiadali nam, jak uniknąć konsekwencji.
Najlepsze wspomnienia powstają w najmniej spodziewanych chwilach?
Zdecydowanie. Bywało bardzo wesoło. Czasami ktoś dawał cynk, że pod lokalem stała policja, więc nikt nie mógł wejść ani wyjść. W pewnym momencie miało się poczucie oglądania komedii absurdu. Tylko to my w niej graliśmy.
W październiku rozmawiałam z twórcą Mercy Brown i to, co opowiadasz, bardzo przypomina mi klimat czasów prohibicji, w których do lokalu można było się dostać tylko sekretnym wejściem.
Jeśli będę miał kiedyś dzieci, z pewnością będę im w ten sposób o tym opowiadał. Definitywnie jedno z najlepszych doświadczeń mojego życia. Skończyło się też dla nas dobrze bo nie spotkały na żadne negatywne konsekwencje – finansowe czy prawne. A z drugiej strony - nim lokal oficjalnie wystartował niektórzy z naszych stałych bywalców otrzymywali już koszulki dla wiernych nalewaczy. Tworzyła się pewna społeczność pracowników i gości, która trwa do dziś.
No to na farcie! Może wróćmy do początku – Nalej Se, co to za miejsce?
Miejsca z multitapem kojarzą się z piwem kraftowym, ale u nas można znaleźć znacznie więcej. Jest cały segment dwunastu stale rotujących kranów z piwem kraftowym i sześć kranów, na których są inne alkohole – wina, nalewki, whisky, wódka, Prosecco czy Aperol. Cały system działa w taki sposób, że klient kupuje u nas kartę i nabiją na nią dowolną ilość środków. Kartę wkładasz do slotu przy wybranym kranie i podczas nalewania widzisz, ile dokładnie z niej schodzi. Jeśli chcesz spróbować po łyczku, możesz śmiało przelecieć wszystkie – dwadzieścia cztery krany i dopiero zdecydować się na ten jeden trunek. Cały system wspiera również aplikacja mobilna, w której nasi goście zbierają punkty, które wymienia sobie na kolejne doładowania. Apka jest naszym autorskim projektem i dzięki temu cieszymy się rzeszą stałych klientów.
Co Wasi klienci wybierają najczęściej?
Oczywiście, do Naleja idzie się na krafty, które stale rotują na naszych kranach. Ale jednym z najbardziej zaskakujących bestsellerów są piwa bezalkoholowe. Zapewne przez wzrastającą świadomość własnego zdrowia, ale także coraz lepszy ich wybór.
W Polsce? Kto by pomyślał 😉 Sporo się chyba u Was dzieje, prawda?
W poprzedniej lokalizacji – na Zabłociu, przez dwa sezony działaliśmy na pełnej. Było kino letnie, koncerty, leżakownie, boisko do piłki siatkowej. Nasza obecna lokalizacja przy Galerii Kazimierz nie odstaje, latem anektujemy całą przestrzeń przed budynkiem i zawsze coś się dzieje: kino letnie, strefa kibica, koncerty. Przeprowadzamy szkolenia piwne i co poniedziałek mamy pub quizy, które gromadzą aż pod setkę osób – wiedza absolutnie wszelaka, a wygrani dostają dodatkowe doładowania na karty. W ostatnich dniach pokazywaliśmy także Sejm, bo wiadomo, że było na to parcie. Był wieczór wyborczy, był speed-dating, turnieje w Fifę. No i oczywiście tzw. kranoprzejęcia, czyli imprezy podczas których jeden browar przejmuje sporą część naszych kranów. Dzieje się!
Co się zmieniło w Waszym lokalu po przeprowadzce z Zabłocia na plac przy Galerii Kazimierz?
Kompletnie zmieniliśmy podejście do kwestii jedzenia. Na Zabłociu mieliśmy głównie street foodowe przekąski do piwa, w nowej lokalizacji mamy ofertę restauracyjną. Naszym szefem kuchni jest Adrian Stokłosa, który przez lata pracował w Karakterze, zaliczył też bardzo prestiżowe staże. Nasza kuchnia jest raczej mięsna i nie jest to przypadek – budynek, w którym aktualnie się znajdujemy jest dawną administracją krakowskiej rzeźni. Mimo to, nie zapomnieliśmy o opcjach wege – jedną z moich ulubionych są brukselki w beszamelu. Postawiliśmy również na to, co dzieje się na barze. Za dnia można się napić u nas bardzo dobrej kawy, a nocą – poza kranami – mamy szeroki wachlarz coctaili, które przygotowują wykwalifikowani barmani.
Co jest bestsellerem w Waszej karcie dań?
Stanowczo „Kondensator” (śmiech). Jest kanapka, którą mamy dosłownie od pierwszego dnia pracy i jest to jedyna rzecz, która ostała się po dziś. Składa się z szarpanej wieprzowiny w kanapce z naszym autorskim, śliwkowym sosem barbecue, podajemy ją z colesławem i kiszonym ogórkiem. Gdybym ją usunął z karty to obstawiam, że przyszli by mnie tu ukrzyżować (śmiech).
Najbardziej przypałowa historia z nocnej zmiany?
Jest pewna historia, której konsekwencje ponosimy do dziś, a na przyszły tydzień jestem z jej powodu zaproszony do prokuratury. Miejsce akcji: nasz poprzedni lokal na Zabłociu, późna godzina nocna. Ulicą przechadzała się rosyjskojęzyczna para, do której przyczepił się jakiś polski nacjonalista, pod wpływem zdecydowanie innych substancji niż tylko alkohol. Miał ogromny problem z tym, że są w Polsce i nie potrafią mówić po polsku. Zaczął ich gonić, więc oni schronili się w „Naleju”, on niestety za nimi. Wpadł do naszego lokalu w szale, ze źrenicami jak pięciozłotówki i zaczął rzucać krzesłami, stołami. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Przyjechała policja, został skuty. Do dziś wypłaca nam odszkodowanie. Mogę jednak śmiało powiedzieć, że takie negatywne, najgrubsze historie, jakie się tu działy nie odbyły się z udziałem naszych gości. Mimo, że naleju…nikt nie wylewa za kołnierz, to miejsce na poziomie, a jednocześnie bardzo przyjazne dla każdego, w tym za dnia także rodzin z dziećmi czy właścicieli psów. Tych przypałów przez trzy lata było niewiele, dominują dobre emocje.
Jakbyś zachęcił czytelników bloga Viceversa do odwiedzenia „Nalej Se”?
Wpadnijcie do Nalej Se, jeśli chcecie zakosztować fantastycznego jedzenia i mieć zajebisty wybór różnego rodzaju napojów. Oferujemy jednocześnie jakość i luz. Jesteśmy dumni, że jest to miejsce bezpretensjonalne, a każdy nasz gość może być w nim sobą. Ludzie się u nas potrafią odpalić, jednocześnie zachowując się kulturalnie i bawiąc się dobrze. I to właśnie sprawia daje nam największą satysfakcję. Prowadząc „Nalej Se” dystrybuujemy dużo fajnych emocji.
Plotka mówi, że to właśnie tutaj zrobicie sobie tattoo, które goi się 10 min po wykonaniu. Po takim wstępie nic nie przebije już takiego info, najlepiej zajrzeć samemu i sprawić sobie jeden 👽
Jesień ma smak czerwonego wina i zapach zakurzonej teatralnej kurtyny, wieczorami przyozdabia buty rosą, co wcale nie zniechęca do popłynięcia z nurtem elektronicznych brzmień. Wracają teatry, koncerty i wieczory w Alchemii. Będzie trochę przyjemnej, szczypiącej w oczy nostalgii, będą rozpaczliwe próby łapania resztek lata. Nie pozwól, aby jesień dała Ci z liścia, sprawdź najciekawsze wydarzenia miesiąca 🍁
Konkurencję wolą nazywać przyjaciółmi, a w dobrym koktajlu nie tylko chodzi o sam trunek i - ku zaskoczeniu wielu - nie są połączeni tunelem z Neonem. Co więcej? Przeczytaj i wypij to sam 🍸
Sign up to our newsletters and we'll keep you in the loop.